Ireneusz Kondrów: Twierdzi się, że Kościół greckokatolicki sięga swymi korzeniami do czasów chrztu Rusi – Ukrainy w 988 r. Czy jednak historia obecnego Kościoła greckokatolickiego faktycznie nie rozpoczęła się z podpisaniem unii brzeskiej? Bardzo chcemy sięgać do 988 roku, ale wydaje się, że dzisiejszym grekokatolikom bliżej jest do teologii łacińskiej i unii brzeskiej, ponieważ bizantyjska tradycja teologiczna z 988 roku została zatracona pod silną presją Kościoła rzymskokatolickiego. To, co prawdopodobnie pozostało z tradycji bizantyjskiej w naszym Kościele, to obrzędowość. Teologia wschodnia jest dosłownie szczątkowa.
Ks. Bp Włodzimierz Juszczak: Myślę, że należy rozpocząć od postawienia pytania: który Kościół jest dziś bezpośrednim i wyłącznym spadkobiercą chrztu Rusi Kijowskiej? Czy jest to Rosyjski Kościół Prawosławny, który w roku 988 nie istniał, a który powstał na bazie Kościoła kijowskiego kilka stuleci później? Czy tym bezpośrednim i wyłącznym spadkobiercą może nazywać siebie Ukraiński Kościół Prawosławny Moskiewskiego Patriarchatu, który jeszcze do roku 1990 był praktycznie egzarchatem Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego? Czy też może prawo do bezpośredniej spuścizny po Kościele Rusi Kijowskiej ma Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny? A może Białoruski? Czy może jeszcze jest to Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Kijowskiego, a może Ukraiński Autokefaliczny Kościół Prawosławny? Uważam, że takiego Kościoła, który byłby w prostej linii bezpośrednim spadkobiercą Kościoła kijowskiego, dziś nie ma - ani po stronie prawosławnej, ani po stronie greckokatolickiej. Ale wszyscy czerpiemy pośrednio, poprzez różne historyczne wydarzenia, ze spuścizny Rusi Kijowskiej. Każdy Kościół ma swoją historię, w tym także Ukraiński Kościół Greckokatolicki, poprzez którą w pośredni sposób sięga do tradycji Rusi Kijowskiej – Kościoła kijowskiego.
W 1596 roku, podczas zawarcia unii brzeskiej, też praktycznie nie powstał inny Kościół. Część Kościoła prawosławnego w ówczesnym Królestwie Polskiem przyjęła zwierzchność Stolicy Apostolskiej. Ale Kościół ten tworzyli ci sami biskupi, kapłani i wierni, jak i przed zawarciem unii. Pozostała ta sama struktura, te same świątynie i ta sama tradycja. Zmieniła się wyłącznie jurysdykcja. Obecnie istniejące Kościoły prawosławne również niejednokrotnie zmieniały w ciągu swej historii jurysdykcję. Raz podlegały Konstantynopolowi, raz Moskwie i nie zawsze odbywało się to w zgodzie z cerkiewnymi kanonami. W 1596 r. część Kościoła prawosławnego, którą później zaczęto nazywać Kościołem unickim, czy greckokatolickim, powróciła pod jurysdykcję Stolicy Apostolskiej, czyli powróciła do stanu, jaki istniał w roku 988 w chwili przyjęcia chrztu przez św. księcia Włodzimierza. Kościół unicki powstał na bazie Kościoła kijowskiego - tak jak inne ukraińskie Kościoły prawosławne - i ma prawo sięgać w swojej historii do chrztu Rusi Kijowskiej.
Gdy chodzi o zachowanie swojej tradycji, to w historii oczywiście zdarzały się problemy z zachowaniem tożsamości. Niekiedy miało to miejsce pod wpływem presji Kościoła łacińskiego, innym znów razem zdarzało się, że sami grekokatolicy źle rozumieli swoją przynależność do Kościoła katolickiego i starali się upodobnić, także w liturgii i duchowości, do tradycji łacińskiej. Taka sytuacja przyczyniła się do tego, że pewne praktyki przyjmowano z Kościoła łacińskiego bezkrytycznie. Ale to już tylko historia…
Powracając do kwestii spuścizny teologicznej, czasami złośliwie mówi się o duszpasterzach greckokatolickich, że są to księża łacińscy w bizantyjskich ornatach. Jak ks. Biskup ocenia takie porównanie?
Nie zgadzam się z tym poglądem. Nie można stawiać takiej tezy o duchownych greckokatolickich, opierając się wyłącznie na argumencie, że nasi księża kończą seminarium rzymskokatolickie w Lublinie, czy też bazylianie seminarium w Warszawie. Bycie kapłanem wschodnim to nie tylko kwestia formacji seminaryjnej, chociaż należy pamiętać, że nasi księża uczący się w seminarium łacińskim mają też swoją indywidualną formację duchową. Mają swego przełożonego, ojca duchownego, kultywują swoją wschodnią tradycję liturgiczną w odrębnej kaplicy. Alumni greckokatoliccy uczęszczają na dodatkowe zajęcia, które pozwalają poznać różnice teologiczne i prawne dotyczące katolickich Kościołów wschodnich. Nie są tak bezwiednie formowani w duchu łacińskim. Oprócz tego myślę, że dzisiejsi nasi księża grekokatolicy w Polsce są już księżmi, którzy szukają także indywidualnie swojej tożsamości, wschodniej teologii. Szukają tej tożsamości również poprzez indywidualne studia specjalistyczne. Jestem przekonany, że nasi grekokatoliccy księża nie są gorsi, czy też mniej gorliwi od księży prawosławnych w dziedzinie pielęgnowania i rozwoju wschodniej tożsamości liturgicznej i teologicznej.
Czyli seminarium duchowne daje pewną bazę, jest swego rodzaju „zaczynem” tożsamości wyznaniowej, ale każdy kapłan powinien dodatkowo rozwijać swą identyczność konfesyjną poprzez prywatne studia teologii wschodniej?
Oczywiście, i tak jest w praktyce. To silne szukanie swojej tożsamości rozpoczęło się w naszym Kościele w Polsce zwłaszcza w latach 70. (XX wieku), gdy przyszło młode pokolenie kapłanów, które co prawda było wychowywane w seminariach łacińskich, ale mimo wszystko szukało swego, szukało swojej tradycji - rozpoczynając właściwie od uzupełnienia wystroju cerkwi o ten duch wschodni. Później starli się uzupełniać braki własnymi studiami, aby poznać i zgłębić duchowość wschodnią, której nie otrzymali w seminariach. Myślę, że nasze pokolenie kapłanów, tych młodych oraz tych w średnim wieku, którzy skończyli seminaria począwszy od końca lat sześćdziesiątych, to kapłani szukający swojej tradycji i identyczności. Ci duchowni nie przyjmują bezmyślnie tradycji łacińskiej.
Poza pozytywnymi aspektami zawarcia unii z Kościołem rzymskim, na pewno były też aspekty negatywne. Jakie ks. Biskup by wymienił?
Pierwszym negatywnym aspektem było to, że niecały ówczesny Kościół prawosławny odnowił komunię ze Stolicą Apostolską. Z tym wiązały się następnie nieporozumienia, spory, konflikty, nieraz i krwawe. Drugi aspekt negatywny to próby wykorzystania unii brzeskiej (Kościoła unickiego) w walkach politycznych. Były tendencje, aby poprzez Kościół unicki polonizować i latynizować elementy wschodnie na Ukrainie. Trzeci negatywny aspekt to niestety okres, gdy duchowni wyżsi i niżsi eksponowali swą katolickość poprzez wprowadzanie niektórych praktyk łacińskich. Bardzo ważnym problemem jest również to, że do dnia dzisiejszego nie można nawiązać współpracy z Kościołem prawosławnym. Praktycznie do dzisiaj nie ma rozmów, zdrowych kontaktów między Kościołem greckokatolickim i prawosławnym na Ukrainie i w Polsce.
Jak ks. Biskup podkreślił, jednym z najbardziej negatywnych skutków unii było wystąpienie podziału w Kościele kijowskim na unitów i dyzunitów. Czy kiedykolwiek w historii doszło do wzajemnych przeprosin?
Do wzajemnych przeprosin prawdopodobnie nie doszło. Natomiast Kardynał Lubomyr Huzar, Zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, kilkakrotnie oficjalnie zwracał się listownie do prawosławnych hierarchów. Czynił to tak w imieniu własnym, jak również w imieniu Synodu Biskupów UKGK. Inicjatywy te nie spotkały się jednak w większości z żadnym poważniejszym odzewem.
Przekazaliśmy 23 cerkwie, były obietnice i co dalej? Wydaje się, iż przykład 300 – lecia Grabarki bez uczestnictwa naszych hierarchów pokazuje, że się nic nie zmieniło w relacjach Kościoła greckokatolickiego i prawosławnego. Czy to oznacza, że zostaliśmy oszukani? Gdzie dzisiaj tkwi problem we współpracy z Kościołem prawosławnym w Polsce?
Sprawa pierwsza, którą należy sprostować, to fakt, że nie przekazaliśmy Kościołowi prawosławnemu żadnych naszych cerkwi. Żeby coś przekazać, trzeba to wcześniej posiadać. Natomiast byłe nasze cerkwie na Podkarpaciu i Łemkowszczyźnie, o które od lat toczył się spór, formalnie były własnością Skarbu Państwa, a faktycznie były użytkowane przez prawosławnych. Kościół prawosławny próbował w 1991 roku uregulować stan prawny użytkowanych cerkwi, ale mu się to nie udało. Ostatecznie, mimo licznych prób, sprawa 23 cerkwi nie była uregulowana do 2010 roku. Przed kilkoma laty Kościół prawosławny zaskarżył Polskę do Trybunału w Strasburgu, zarzucając Polsce nierówne traktowanie względem prawa. Chodziło o zapis w ustawie o stosunku państwa do Kościoła prawosławnego w RP, przyjętej przez Sejm w 1991 r., który to zapis nie pozwalał Kościołowi prawosławnemu stać się właścicielem byłych naszych cerkwi na mocy wspomnianej ustawy. Gdyby do rozprawy doszło, prawdopodobnie Kościół prawosławny stałby się właścicielem wszystkich zajętych wcześniej greckokatolickich cerkwi. Jednak dzięki zawartemu porozumieniu pomiędzy Kościołem prawosławnym i greckokatolickim, udało się nam odzyskać prawo własności bodaj jednej cerkwi. 22 cerkwie przejmują na własność prawosławni. Dodatkowo państwo polskie zrefunduje budowę dwóch cerkwi dla grekokatolików i jednej - dla prawosławnych.
Ale czy w tym porozumieniu greckokatolicko - prawosławnym była mowa o przyszłych relacjach pomiędzy Kościołami?
W samym porozumieniu nie było mowy o wzajemnych relacjach prawosławno -greckokatolickich. Jednakże w lutym 2002 roku spotkałem się z J. E. Metropolitą Sawą w obecności jednego z biskupów rzymskokatolickich. Wówczas Metropolita Warszawski i całej Polski Sawa powiedział, że bez uregulowania sytuacji prawnych wspomnianych 23 cerkwi absolutnie nie ma mowy o nawiązaniu normalnych relacji ekumenicznych między Kościołem greckokatolickim i Kościołem prawosławnym. W tej chwili problem spornych cerkwi został rozwiązany, i to praktycznie w taki sposób, jak życzył sobie tego Kościół prawosławny. Natomiast w praktyce w relacjach greckokatolicko – prawosławnych nie zmieniło się właściwie nic. Kościół prawosławny jest nadal przeciwnikiem naszego udziału w spotkaniach ekumenicznych, tzn. tam, gdzie udział biorą grekokatolicy, poza nielicznymi wyjątkami, Kościoła prawosławnego nie ma. To już nie jest nasz problem, nie nasza wina, to już sprawa Kościoła prawosławnego, który nie realizuje swoich deklaracji wyrażonych ustami swego Zwierzchnika.
Czy widzi ks. Biskup jakieś rozwiązania?
My jesteśmy otwarci! Kto wie, wiele może się zmienić, tym bardziej, że są również pozytywne sygnały, jak chociażby sprawa - sprzed kilku dni - oficjalnego przekazania byłej prawosławnej plebanii w Hłomczy miejscowej parafii greckokatolickiej.
Chcę powrócić jeszcze do pytania poprzedniego, w kwestii zawartego porozumienia i stanowiska Kościoła prawosławnego, które się nie zmieniło. Czy wobec tego zostaliśmy oszukani? Bo gdyby grekokatoliccy biskupi nie podpisali porozumienia, to wówczas 22 cerkwie nie stałyby się własnością Kościoła prawosławnego w Polsce.
Sprawa tych cerkwi musiała być uregulowana, natomiast trzeba pamiętać, że są to jeszcze stosunkowo świeże zagadnienia i trzeba dać sobie jeszcze czas na ich „skonsumowanie” . Dlatego nie mówiłbym jeszcze o oszukaniu nas przez stronę prawosławną. Zobaczymy, jak będzie wyglądać sytuacja w najbliższym czasie w naszych wzajemnych relacjach. Mam nadzieję, że coś się zmieni. Chociaż z drugiej strony uważam, że jakaś radykalna zmiana naszych relacji z Kościołem prawosławnym nie jest nam do zbawienia koniecznie potrzebna. Dotychczas żyliśmy, pracowaliśmy i chwaliliśmy Boga mimo braku oficjalnych kontaktów z Kościołem prawosławnym i będziemy czynić to nadal, niezależnie od tego, jak będą wyglądać nasze wzajemne relacje. Oczywiście byłoby lepiej, aby między nami panowały normalne ludzkie i chrześcijańskie relacje i abyśmy my, chrześcijanie, nie dawali światu zgorszenia brakiem miłości.
Gdyby Kościół prawosławny umożliwił nam sprawowanie nabożeństw na Świętej Górze Grabarce, czy ks. Biskup byłby za odnowieniem tam kultu przez grekokatolików, którzy nota bene go zainicjowali?
Aby doszło do modlitwy na świętej Górze, trzeba najpierw stanąć w prawdzie. Kiedyś na naszej stronie internetowej cerkiew.net.pl była dosyć żywa dyskusja na temat Świętej Góry Grabarki. Jeden z duchownych prawosławnych bardzo mocno przekonywał, że Grabarka od początku była prawosławna. Natomiast faktycznie historia mówi, że w 1710 roku kult na świętej Górze zapoczątkowali grekokatolicy i modlili się tam jeszcze ponad sto lat. Prawosławni powinni zaakceptować fakty historyczne dotyczące Świętej Góry Grabarki. Wówczas, jeżeli staniemy w prawdzie w stosunku do historii, to myślę, że również kontakty prawosławno - greckokatolickie mają szansę na to, aby - w drodze do porozumienia - odbywać się na stabilniejszym gruncie. Wcześniej pytał ksiądz o rocznicę 300-lecia Świętej Góry. Ja osobiście nie oczekiwałem zaproszenia od hierarchów prawosławnych, bo to chyba byłoby zbyt dużo. Do tego jeszcze nie dorośliśmy, ani prawosławni, ani my - grekokatolicy. Gdyby jednak takie zaproszenie było, chętnie wspólnie z ks. Arcybiskupem Janem Martyniakiem wzięlibyśmy udział w uroczystościach, bo sanktuarium znajduje się na terytorium Archidiecezji Przemysko-Warszawskiej.
Co do odnowienia kultu na Grabarce – to pytanie na razie bez odpowiedzi. Na Podlasiu nie ma praktycznie grekokatolików, gdyż Kościół greckokatolicki na tym terenie został zniszczony przez carat w XIX w. Obecnie sanktuarium jest pod jurysdykcją Kościoła prawosławnego. Natomiast kwestia okazjonalnych nabożeństw, jak już mówiłem wcześniej, to temat na przyszłość, ponieważ jeszcze nie dojrzeliśmy do tego.
Ale gdyby rozważyć kult na Górze Grabarce np. w kontekście istniejącej kaplicy greckokatolickiej w Łagiewnikach? Łagiewniki w przeciwieństwie do Grabarki są nam obce.
Aby mogło dojść do odnowienia kultu na Grabarce, muszą się zmienić relacje prawosławno-greckokatolickie. Musi by szacunek zarówno z jednej, jak i z drugiej strony. Bo jeżeli na jednym ołtarzu nie można sprawować liturgii prawosławnej i katolickiej, to daleko nam jeszcze do takiej sytuacji, abyśmy mogli wspólnie modlić się na Grabarce.
Wydaje się, że na dzień dzisiejszy Kościół greckokatolicki w Polsce nie posiada centralnego miejsca kultu, czyli sanktuarium które by funkcjonowało w świadomości każdego grekokatolika, tak jak Święta Góra Grabarka w świadomości prawosławnych, czy Częstochowa u rzymokatolików. Jak rozwiązać ów problem?
Rzeczywiście takiego centralnego punktu nie posiadamy. Wynika to z faktu, że jesteśmy w diasporze. Nasi wierni to w większości ludzie wysiedleni w ramach akcji Wisła na tzw. ziemie odzyskane. Tylko niewielka wspólnota naszych wiernych znajduje się na terenach rdzennych. Problem przesiedlenia naszych wiernych to problem nie tylko sanktuarium, ale także swoich cerkwi, które musimy budować na miejscach obecnego naszego zamieszkania. Problemu braku sanktuarium nie można rozwiązać wyłącznie dekretem erygującym. Sanktuaria są związane z kultem, z pielgrzymkami wiernych. W naszej diecezji formalnie sanktuarium znajduje się w Białym Borze. Tam, przynajmniej raz w roku, na święto Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy odbywa się pielgrzymka naszych wiernych z całej diecezji. Z kolei w Archidiecezji Przemysko-Warszawskiej jest takich miejsc kilka: Góra Jawor, Jarosław, Góra Zjawlinia (koło Przemyśla), Kalwaria Pacławska. W Kalwarii Pacławskiej przed II wojną światową znajdowały się dwie nasze cerkwie, obecnie jest tylko sanktuarium rzymskokatolickie. Mamy raczej sanktuaria regionalne, gdzie pielgrzymują i modlą się nasi wierni. Faktycznie nie ma sanktuarium, które by funkcjonowało w świadomości wszystkich, ale na to potrzebny jest czas.
Często mówi się o naszym Kościele, że jest pomostem pomiędzy Wschodem i Zachodem. Jak rozumieć te słowa? Szczególnie w sytuacji, gdy Patriarchat Moskiewski określa nas niejednokrotnie jako zarzewie nieporozumień w dialogu katolicko – prawosławnym?
Kiedyś rzeczywiście mówiło się o Kościele greckokatolickim jako o pomoście. Dzisiaj unika się takich sformułowań. Częściej zaczyna się mówić, że jest to Kościół, który ukazuje rzeczywistość Kościoła powszechnego sprzed tzw. schizmy wschodniej 1054 roku. Kościół greckokatolicki jest też sygnałem dla Kościołów prawosławnych, że jedność sprzed 1054 roku jest możliwa do osiągnięcia również dzisiaj. Nie jest tak, że za naszym pośrednictwem pozostałe Kościoły prawosławne mają osiągnąć komunię ze Stolicą Apostolską. Każdy Kościół ma swoją drogę do jedności. Obecnie istnieją ekumeniczne komisje katolicko-prawosławne, które omawiają sporne kwestie teologiczne i kanoniczne. Aktualnym tematem jest sprawa prymatu papieża. My, grekokatolicy jesteśmy obrazem tego, co było i tego, jak powinien funkcjonować kościół wschodni w komunii ze Stolicą Apostolską. Dlatego stanowimy niejako „lustro”, w którym Kościoły prawosławne mogą się przyglądać i widzieć , jak w przyszłości mogłoby wyglądać ich funkcjonowanie w jedności z papieżem rzymskim. Niestety, nie wszystko jednak wygląda najlepiej… .
Co sądzi ks. Biskup na temat podwójnej komunii Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, zarówno z papieżem rzymskim, jak i z patriarchą ekumenicznym? Czy taka komunia jest możliwa? A jeśli tak, to jak ją osiągnąć?
O takiej komunii mówił kiedyś kardynał Lubomyr Huzar. Jednak taka wizja jedności nie została zaakceptowana przez Stolicę Apostolską. Wydaje się, że również Kościoły prawosławne nie są zainteresowane taką formą jedności. Byłaby to jedność połowiczna. Gdybyśmy my nawiązali komunię z Kościołami prawosławnymi, a sama Stolica Apostolska nie byłaby w tej komunii, to chyba coś w tej logice szwankuje. Dziś wszyscy, zarówno na Wschodzie jak i na Zachodzie, mówią jednym głosem, że należy rozmawiać na wszystkie sporne tematy. Uważam, że należy pracować nad jednością całego Kościoła powszechnego, a nie nad połowicznymi rozwiązaniami.
Na tegorocznym Synodzie Biskupów Bliskiego Wschodu poruszono kwestię ujednolicenia świętowania najważniejszego święta chrześcijańskiego Zmartwychwstania Chrystusa. Czy nie jest to sygnał dla grekokatolików w Polsce, aby podjąć się reformy kalendarza?
Temat świętowania według kalendarza gregoriańskiego podnosiłem już wielokrotnie. Pierwszy raz chyba ponad 8 lat temu. Przeprowadziliśmy referendum, które pokazało, że w naszej diecezji jest około 50% za i około 50% przeciw zmianie kalendarza. Życie pokazało, że w tej sprawie poważną rolę odgrywają emocje. Nie jest to sprawa prosta do rozwiązania. Są argumenty za zmianą kalendarza i są argumenty przeciwko. Na dzień dzisiejszy na pewno byłoby korzystniej, z przyczyn praktycznych, aby wszyscy mogli świętować zarówno święta Bożego Narodzenia, jak i Paschy, razem - według stylu gregoriańskiego. Jednakże emocje wiernych są doprawdy niekiedy tak mocne w tym względzie, że wprowadzając nowy kalendarz, istniałoby niebezpieczeństwo poważnego konfliktu.
Czy nie uważa ks. Biskup, że jest to też kwestia pewnej edukacji, katechizacji? Szczególnie osób starszych. Pokazanie, że zmiana kalendarza ułatwiłaby życie wielu naszym wiernym, że należy zapanować nad emocjami (historycznym przywiązaniem) na rzecz przyszłości naszego Kościoła.
Nie jest tak jednoznaczne, że starsi są przeciwko zmianie kalendarza, a młodzi za zmianą. Właśnie jest przeciwnie. Nasze sondaże brały pod uwagę: wiek, wykształcenie, zamieszkanie. I okazało się, że najbardziej przeciwni zmianie kalendarza są młodzi. Młode pokolenie.
Młodzi i pracujący?
Nie, najczęściej w wieku szkolnym i studenckim. Najczęściej ci, którzy nie mają jeszcze własnych rodzin . Gdy zakładają rodziny, wówczas poglądy się zmieniają. Pojawiają się praktyczne problemy, takie jak praca i dzieci uczęszczające do szkoły. Brak wolnego czasu skłania ich do myślenia praktycznego. Edukacja jest potrzebna i robimy to przy okazji każdej wizytacji kanonicznej. Aby orientować się w sytuacji, przeprowadzam głosowania w cerkwiach. Po prostu proszę, aby wierni podnosili ręce: „za” zmianą kalendarza lub „przeciw”. Przeważnie zawsze wychodzi mniej więcej to samo: 50/50.
Jaką politykę duszpasterską powinni prowadzić grekokatolicy w Polsce, aby nie tylko przetrwać przez następnych 30 lat, ale przede wszystkim, aby być prężnym wyznaniem? Czy nie powinniśmy pomyśleć o duszpasterstwie w społeczeństwie polskim? Nasze niewielkie wspólnoty parafialne stanowią pewną alternatywę dla wielotysięcznych (anonimowych) wspólnot rzymskokatolickich.
Po sąsiedzku we Wrocławiu mamy cerkiew prawosławną, w której od wielu lat odprawia się nabożeństwa w języku polskim. Jesteśmy w dobrych relacjach z proboszczem tej parafii i widzimy, że nie ma tam tłumów, ani gdy chodzi o prawosławnych, ani też gdy chodzi o katolików. Myślę, że u nas nie chodzi o to, by prowadzić jakąś akcję misyjną wśród rzymokatolików. Zawsze byli tacy łacinnicy, którzy przychodzili do naszych cerkwi ze względu na piękno liturgii i będą nadal przychodzić. Na pewno nigdy nie będą to jednak wielkie rzesze ludzi. Natomiast bezsprzecznie z czasem będziemy mieć problem: jak przemawiać do naszych ludzi, w jakim języku do nich mówić? Pośród naszych wiernych wiele osób młodych i w wieku średnim nie używa na co dzień języka ukraińskiego, co powoduje, że przestaje być on dla nich zrozumiały. Dlatego z czasem, może okazać się, że liturgia w języku ukraińskim będzie dla nich niezrozumiała. Stanie kiedyś przed nami pytanie, w jaki sposób dotrzeć do tych ludzi? Czy nie wyjść do nich z językiem polskim, aby mogli w tej wspólnocie z której wyszli, gdzie są ich korzenie, normalnie funkcjonować, czyli być świadomymi uczestnikami nabożeństw i życia Kościoła? Myślę, że będziemy musieli odpowiedzieć sobie na pytania: jak przemawiać do tych ludzi, jak ich ewangelizować? Uważam, że ten problem stanie przed nami szybciej i bardziej wyraziście jak prowadzenie misji pośród rzymskich katolików, tym bardziej, że rzymokatolicy mają duże wielotysięczne parafie, ale mają też i małe wspólnoty, gdzie mogą odnaleźć bliższy kontakt z duszpasterzem i Kościołem łacińskim.
Miałem na myśli nie tyle misje w Kościele rzymskokatolickim, co zagospodarowanie pokolenia Polaków, które nie jest zawiązane z Kościołem rzymskokatolickim. Przecież są już rodziny polskie, które nie chrzczą swych dzieci, twierdząc, że ich dzieci same zdecydują o swej wierze i religijności. Uważam, że obecna sekularyzacja społeczności polskiej jest dla kościołów mniejszościowych: greckokatolickiego, ewangelickiego, prawosławnego itp. wielką szansą. Nie miałem na myśli prozelityzmu, ale misje pośród osób obojętnych wyznaniowo. Mam również pytanie dotyczące, jak ks. Biskup wspomniał, grekokatolików, którzy zatracają swą tożsamość ukraińską, jak i również rodzin mieszanych. Czy dla wspominanych osób nie powinniśmy w dużych miastach (wspólnotach) już dzisiaj organizować liturgii z elementami w języku polskim np. homilia, ewangelia, litanie? Nie mam na myśli głównych liturgii, ale może wieczorne liturgie, gdzie przychodzi niewiele osób.
Uważam, że na dzień dzisiejszy z przyczyn emocjonalnych, byłoby to trudne do wprowadzenia. Jak będzie w przyszłości, nie wiem. Gdy chodzi o małżeństwa mieszane, to jest to dla nas rzeczywiście wielkie wyzwanie. W przyszłym roku będziemy próbowali zorganizować rekolekcje dla rodzin mieszanych. Na ostatnim zebraniu księży zostali oddelegowani duchowni do zorganizowania owego przedsięwzięcia. Rekolekcje będą prowadzone w języku polskim, aby pokazać otwartość naszego Kościoła i troskę o wszystkich naszych wiernych. Jest to bardzo ważna kwestia w życiu Kościoła, gdyż około 50% zawieranych małżeństw jest mieszanych narodowo i wyznaniowo.
Gdy jesteśmy przy temacie małżeństw mieszanych i Polaków, którzy stanowią część naszego Kościoła, chcę zapytać, co ks. Biskup sądzi o napisaniu listu pasterskiego np. raz w roku w języku polskim do naszych grekokatolików Polaków? Odwołuję się tu do przykładu metropolity Szeptyckiego, który napisał list do Polaków grekokatolików, a także do faktu, że część jego listów pasterskich była tłumaczona na język polski.
List Szeptyckiego do Polaków grekokatolików był skierowany do wspólnot, które były zdominowane przez polskojęzycznych grekokatolików. Obecnie w obu naszych eparchiach nie mamy takich wspólnot, które byłyby zdominowane przez wiernych pochodzenia polskiego. To, co dzisiaj robimy, to tłumaczymy nasze listy pasterskie na język polski i zamieszczamy na naszych stronach internetowych. Oczywiście nie są to listy wyłącznie do Polaków.
Myślę jednak, że jeden list do Polaków w roku byłby swego rodzaju edukacją grekokatolików Ukraińców, żeby mieli większą świadomość, że w ich wspólnotach są Polacy, którzy porzucili swą rodzinną tradycję na rzecz naszej. Byłby to też przejaw troski biskupów greckokatolickich o niewielką pod względem ilościowym wspólnotę Polaków, która w niedalekiej przyszłości może być znacząca ze względu na liczbę zawieranych małżeństw ukraińsko-polskich.
Uważam, że nie jest to zły pomysł. Rzeczywiście trzeba się zastanowić, czy nie warto byłoby go wprowadzić w życie.
Przy okazji poruszanej polityki wyznaniowej Sługi Bożego Metropolity Andrzeja Szeptyckiego wobec Polaków - na jakim etapie jest obecnie proces beatyfikacyjny Metropolity?
W tej chwili, z tego co mi wiadomo, wszystkie dokumenty zostały przekazane do Rzymu. Obecnie czekamy na dekret o heroiczności cnót, a także na dokonanie się cudu za wstawiennictwem Metropolity. Cud jest swego rodzaju potwierdzeniem świętości z niebios i jest wymagany przy każdej beatyfikacji. Gdy te dwie rzeczy będą, nie będzie już przeszkód, aby Metropolita Szeptycki mógł zostać wyniesiony na ołtarze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz