Marta Bilonowicz-Hutna
Od chwili jego narodzin troszczysz się o jego zdrowie i zapewniasz mu byt. Chronisz i strzeżesz przed niebezpieczeństwami. Nie zostawiasz bez opieki, nie stosujesz kar cielesnych. Często przedkładasz jego potrzeby materialne nad własne. Czy kiedykolwiek zarzuciłeś sobie, że złamałeś jego prawa?
Niedziela, 31 maja 2009
Łukasz nie sprawia problemów wychowawczych w szkole. Chociaż trzyma się trochę na uboczu, koledzy go lubią, bo pasjonuje się piłką nożną i daje ściągać. Dobrze się uczy, nosi markowe ciuchy i jak większość 12-latków zna topowe płyty, filmy i gry komputerowe. Ale gdy wraca do domu, często zamyka się w sobie i niechętnie odpowiada na pytania.
Zasłania się nauką, gdy mama próbuje go przekonać do wspólnego spędzenia czasu. Ojciec ponad 2 lata temu wyjechał do pracy za granicę. Od tego czasu widzieli się tylko kilka razy, po parę dni. Rozmawiają przez telefon, a wieczorami często siedzą na skypie. Ale dziecięca twarz Łukasza coraz bardziej dorośleje, a z jego figlarnych kiedyś oczu można teraz wyczytać smutek i tęsknotę...
Prawo do miłości
„Dziecko ma prawo do miłości ze strony obojga rodziców – podkreśla ks. Marek Dziewiecki*. – Nawet gdy zapewnimy mu luksusowe wnętrza i najlepsze kursy kształcące, dziecko nie będzie mogło się prawidłowo rozwijać i nie skorzysta z żadnych innych praw, jeśli nie będzie czuło miłości obojga rodziców”.
– Gdy niedawno byłam z córką na placu zabaw, przydreptała do mnie około 3-letnia niebieskooka dziewczynka i zachrypniętym głosem poprosiła: „Pohuśtaj mnie...” – opowiada mama 7-letniej Patrycji. – Oczywiście, spełniłam jej prośbę, ale troskliwie i z uśmiechem zapytałam: „A gdzie masz swoją mamusię?”. „Tam!” – wskazała palcem dziewczynka. Trudno było ją zlokalizować wśród grupki roześmianych młodych kobiet siedzących na ławce. Obserwowałam je przez dłuższą chwilę. Były tak zajęte rozmową, że żadna nawet nie spojrzała w kierunku placu zabaw.
– Ja nie mogę patrzeć, jak sąsiadka traktuje swojego synka – mówi Małgosia, której syn niedawno skończył roczek. – Dzieciak jest wspaniały, wyjątkowo pogodny i grzeczny, a mimo to matka ciągle go strofuje. „Zostaw to, nie rób tak, no daj mi rękę, nie idź tam!” – to najczęstsze komunikaty, jakie słyszę, gdy ich spotykam. Serce mi się kraje, gdy słyszę, jak na niego pokrzykuje. Ostatnio chłopczyk był bardzo zdziwiony, gdy zobaczył u mojego synka książeczki. Okazało się, że jako 4,5-latek nie ma żadnej książki, a rodzice nigdy mu nie czytali. Bajki zna tylko z telewizji i DVD...
Prawo do rozwoju
5-letnia Kornelia jest oczkiem w głowie swoich rodziców. Jej cukierkowo-różowy pokoik wygląda jak salon zabawek. Odwiedzające ją dziewczynki aż piszczą z zachwytu na widok małej toaletki czy najnowszych gadżetów dla lalek. Kornelia wie, że każdy jej kaprys zostanie w końcu zaspokojony, więc bez obaw wrzuca do swojej kosmetyczki flakon drogich perfum mamy.
– Córeczko, przecież masz swoje perfumki, te są moje – próbuje tłumaczyć mama. Ale po kolejnej demonstracji płaczu i histerii ulega. Podobnie jak w przypadku zwierzątek, które dziewczynka zmieniała co kilka miesięcy – przechodzili już etap kotka, świnki morskiej, jamniczka i kolorowej papużki.
Na problem współczesnego „hodowania” dzieci w rodzinach zwraca uwagę m.in. Mirosława Kątna, psycholog po Uniwersytecie Warszawskim, współzałożycielka Komitetu Ochrony Praw Dziecka. „Ten mały człowiek dostaje wspaniałe jedzenie, świetne odżywki, szczepionki, reklamy prześcigają się w pomysłach, co jest dobre dla niego. Dziecko ma 8-9 miesięcy i wiezie się je do Egiptu – bo niech świat zobaczy”. A tak naprawdę dziecku potrzebne jest poczucie, że rodzice mają dla niego czas, potrzebna jest bliskość, rozmowa, wspólna zabawa, wsłuchanie się w jego świat.
Dla dziecka światem jego problemów i radości są sprawy bardzo błahe z perspektywy dorosłych. To, że ktoś je zignorował, ktoś przedrzeźniał, pokazał język, nie chciał włączyć do zabawy – to urasta do poważnych problemów. „Rodzice często zasłaniają się brakiem czasu, wychowują dzieci między godziną 19.15 a 19.45, bo trzeba poświęcić pół godziny – mówi Mirosława Kątna. – Ale przecież wychowuje się też, wsiadając do samochodu, jadąc autobusem, idąc po schodach, obierając ziemniaki, pijąc herbatę, jedząc kolację”.
I nie pomoże prywatna szkoła ani dobór odpowiednich programów edukacyjnych, bo wychowania dziecka nie można zrzucić na szkołę, telewizję czy komputer. „Nie ma takiej fazy rozwoju dziecka, na której można poprzestać – podkreśla ks. Marek Dziewiecki. – Dlatego dziecko ma prawo do nieustannego rozwoju, do otrzymania solidnego wychowania.
Jeżeli zapewnimy mu wspaniałe wykształcenie, a nie damy odpowiedniego wychowania, to dziecko zmieni się w karykaturę człowieka. Dlatego rodzice powinni kochać i wymagać. Jeśli je tylko kochają, tzn. że rozpieszczają i robią mu krzywdę. Wymagania są istotnymi elementami miłości. Mówi się, że dziecko ma prawo do bycia takim, jakim jest. To za mało, to jest blokowanie rozwoju. Jeśli kocham swoje dziecko, to nie dopuszczę, żeby zatrzymało się w rozwoju i poprzestało na bylejakości, żeby nie dążyło do bycia coraz lepszym”.
Prawo do mądrości
– Emilka zadaje sto pytań na minutę – opowiada mama 3,5-letniej dziewczynki. – Nim zdążę odpowiedzieć na jedno, ona już pyta: „A dlaczego?”. Większość rodziców maluchów przechodzi test cierpliwości w postaci lawiny pytań: „Dlaczego woda jest mokra, dlaczego mucha nie gryzie, dlaczego masz pieprzyk na policzku, dlaczego tramwaj jedzie po torach, a samochód po ulicy?”.
Tym, którzy czasem tracą cierpliwość, warto przypomnieć, że dziecko ma prawo do poznawania siebie i świata wokół, a obowiązkiem rodzica jest pomagać mu w odkrywaniu świata. Można pokazywać ten świat i jego tajemnice na wiele sposobów, ale ważne, aby to właśnie rodzice byli pierwszymi przewodnikami dziecka w wędrówce po świecie.
Nie dziadkowie, nie opiekunka, ale rodzice! Ważne też, aby uczyć dziecko realistycznego obrazu siebie i świata; nie pozytywnego i nie negatywnego, bo to rodzi patologie – ale prawdziwego. Ks. Dziewiecki podkreśla, że rodzice mają obowiązek pomagać dziecku, aby widziało w sobie plusy i minusy, bo w ten sposób uchronią je od iluzjonistycznego, życzeniowego podejścia do siebie i do świata.
Prawo do odpowiedzialności
Rodzice 16-letniego Jacka żalą się, że syn siedzi przed komputerem do późnych godzin nocnych, a rano nie można go dobudzić. Nie dają mu szlabanu na komputer, bo wiadomo, że chłopak potrzebuje go do nauki.
Dlatego często piszą usprawiedliwienia za spóźnianie się i nieobecność w szkole i czekają, aż syn wydorośleje i zmieni tryb życia. Być może rozwiązaliby ten problem, gdyby pozwolili mu ponieść konsekwencje jego postępowania: nakłonili do zjedzenia kolacji z nimi, a nie przy komputerze, a następnego dnia nie pisali usprawiedliwienia.
– Nie trzeba stosować kar ani klapsów; wystarczy, że damy dziecku prawo do samodzielnego ponoszenia konsekwencji własnych zachowań i będziemy to prawo egzekwować – tłumaczy ks. Dziewiecki. Jeżeli nie nauczymy dziecka odpowiedzialności za swoje czyny, to zacznie ono wypaczać pojęcie wolności, przekroczy jej granice. Bo magiczna wolność: „Róbcie, co chcecie, żyjcie na luzie” często prowadzi do tego, że młodzi ludzie źle ją wykorzystują i popadają w różnego rodzaju uzależnienia.
Bądź rodzicem – nie posiadaczem
– Obecnie z podmiotu prawa dziecko powoli staje się jego przedmiotem – ubolewa przedstawiciel Rzecznika Praw Dziecka dr Irena Kowalska. – Zamiast pojmować dziecko jako dar nieoceniony, traktuje się je jako kolejny element w łańcuchu pożądanych dóbr. Rodzice nie tylko artykułują swoje prawo do posiadania dziecka, ale też chcieliby, żeby było piękne, mądre, inteligentne, uzdolnione i miłe. Dla spełnienia tych pragnień gotowi są korzystać z inżynierii genetycznej i wydawać na świat dzieci poczęte metodą in vitro.
Ale dziecka nie można posiadać – można je tylko kochać. A praw dziecka nie da się ustalić, opierając się na subiektywnych przekonaniach czy obowiązującej modzie; prawa te wynikają z natury dziecka.
– Dziecko jest kimś bezcennym, i to niezależnie od fazy jego rozwoju i stanu zdrowia – twierdzi ks. Dziewiecki. – Jeżeli dziecko staje się „rzeczą”, to nie może skorzystać z pozostałych przysługujących mu praw. Dlatego jeśli nie przestrzega się tego pierwszego prawa – prawa do życia, to wszystkie inne stają się kpiną.
***
* Wypowiedzi ks. Marka Dziewieckiego pochodzą z wykładu pt. „Godność dziecka w ujęciu psychologicznym”, wygłoszonego podczas sympozjum „Prawa dziecka w polskiej rzeczywistości – wzrastanie do godnego człowieczeństwa”, które odbyło się w kwietniu w WSD w Częstochowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz