Nie milkną oszczerstwa płynące z ust ks. Tadeusza Isakowicza-Zalewskiego płynące pod adresem Sługi Bożego Metropolity Andrzeja Szeptyckiego. Pod płaszczem głoszenia "prawdy" rozsiewa nienawiść, ideologizuje historię na potrzeby podkreślenia własnego ego. No cóż i tak można, ale czy jest to ewangeliczne? Czy jest to godne kapłana Kościoła Chrystusowego?
Pamiętam jeszcze z czasów seminarium, gdy uczestniczyłem we Mszy Świętej - Ormiańskiej, sprawowanej przez ks. Tadeusza Isakowicza. Jako pretendent do kapłaństwa, widziałem w nim wielkiego człowieka, który nie szczędzi sił, aby opiekować się pięknem, które może ulec zatraceniu. Był kimś wyjątkowym.
Dziś jestem wielce rozczarowany, zaniepokojony i troszkę zdegustowany jego postawą. Wiele emocji i uwago poświęca UPA, Metropolicie Szeptyckiemu. Bez samokrytycyzmu wobec swoich rodaków z Armii Krajowej. W Polsce bohaterzy, a na Litwie już nie koniecznie. Może warto zapytać dlaczego? Polecam artykuł Grzegorza Górnego - Awantura o generała z portalu opoka. Artykuł w jakiejś mierze świadczy o tym, że rzeczywistość wojenna, niej jest czarna lub biała, ale jest rzeczywistością złożoną z wielu barw. Polecam także obronę polskich mediów wobec oskarżeń Armii Krajowej o ludobójstwo ludności Litewskiej. Czemu ksiądz Tadeusz dziwi się, że Ukraińcy się bronią przed fałszywymi oskarżeniami???
Temat dnia' - konflikt polsko-litewski
Grzegorz Górny
Awantura o generała
Ostatnio Polaków na Litwie zbulwersowała wiadomość, że prezydent tego kraju Rolandas Paksas uhonorował pośmiertnie wysokim odznaczeniem generała Povilasa Plechaviciusa. Ten ostatni dowodził w czasie II wojny światowej utworzoną przez hitlerowców formacją, której celem było zwalczanie Armii Krajowej.
Chociaż Polska i Litwa przez stulecia stanowiły jeden organizm państwowy, to jednak świadomość historyczna współczesnych Polaków i Litwinów różni się od siebie diametralnie. Polskie elity - zwłaszcza w kontekście wejścia do Unii Europejskiej - lubią powoływać się na przykład unii lubelskiej jako pierwowzór zjednoczonej Europy. Rzeczpospolita jagiellońska stanowiła - według nich - państwo na tle ówczesnej Europy wyjątkowo tolerancyjne i godzące w harmonijnie interesy dwóch narodów: polskiego i litewskiego.
Tymczasem większość historyków litewskich ma na ten temat odmienne zdanie. To, co dla Polaków jest tytułem do chwały, Litwinom jawi się jako klęska - jako początek wynarodowienia nacji.[pogrubienie moje] Wywodzący się z litewskiej dynastii król Władysław Jagiełło, który w Polsce uchodzi za narodowego bohatera, w swojej ojczyźnie przez wielu uważany jest za zdrajcę. W 1930 roku na dworcu w Koszedarach doszło nawet do publicznego sądu nad Jagiełłą. Występujący w imieniu ludności powiatu trocko-koszedarskiego oskarżyciel zażądał dla króla wykreślenia jego imienia z historii Litwy.
Znacznie większym szacunkiem w oczach Litwinów cieszy się natomiast brat pierwszego Jagiellona na polskim tronie - wielki książę Witold. Sam słyszałem w wileńskim muzeum opowieść przewodniczki, która przekonywała zwiedzających, że w największej bitwie średniowiecznej Europy na polach Żalgirisu (po polsku - Grunwaldu) dowodzona przez księcia Witolda armia litewska, wspomagana przez oddziały ruskie, konnicę tatarską i czeski hufiec Jana Żiżki, pokonała potężnych Krzyżaków. O udziale Polaków i króla Jagiełły nie zająknęła się ani słowem.
Jeszcze większe różnice występują w odniesieniu do historii najnowszej, a zwłaszcza okresu II wojny światowej. Angażują one o wiele więcej emocji, gdyż często żyją jeszcze uczestnicy i świadkowie tamtych wydarzeń.
Kiedy po rozpadzie ZSRR i powstaniu niepodległej Litwy byli żołnierze AK w tym kraju postanowili założyć swój Klub Weteranów, napotkali na trudności ze strony litewskiego Ministerstwa Sprawiedliwości. Resort odmówił im rejestracji, uzasadniając, że działalność AK wymierzona była przeciwko państwu litewskiemu. W sierpniu 1993 roku ówczesny premier Adolfas Sleżevicius stwierdził, że pamięć Armii Krajowej na Litwie nie może być uwieczniona, gdyż istnieje zbyt wiele dowodów jej przestępstw na Wileńszczyźnie. Jednocześnie w prasie litewskiej pojawiło się wiele publikacji oskarżających AK o kolaborację z okupantami sowieckimi i hitlerowskimi. Finałem tej kampanii był publiczny sąd nad AK, który odbył się 8 października 1993 roku. Organizator "rozprawy" - tajemniczy Klub Ofiar Armii Krajowej - uznał AK za winną zbrodni ludobójstwa.
Historycy polscy zdecydowanie odrzucają te zarzuty. Istnieje tylko jeden udokumentowany fakt, gdy AK-owcy odpowiedzieli mordem na cywilach litewskich za mord na cywilach polskich. Chodzi o litewską wioskę Dubinki, której mieszkańcy zostali zabici w ramach odwetu za zabicie przez Litwinów mieszkańców polskiej wioski Glinciszki. Wydarzenia te uznali za przestępcze i stanowczo potępili niedawno przedstawiciele zarówno strony polskiej, jak i litewskiej.
Poza tym jednym przypadkiem - który nie był zresztą zgodny z wytycznymi Komendy Głównej AK, lecz stanowił oddolną inicjatywę dowódcy oddziału - Armia Krajowa nie zwracała się nigdy ani przeciwko litewskim cywilom, ani litewskim ruchom niepodległościowym. Zwalczała natomiast przejawy kolaboracji z obydwoma okupantami - sowieckim i hitlerowskim. Zdarzało się, że ofiarami takich akcji padali Litwini. Nie można tego jednak nazwać działalnością antylitewską, gdyż np. na terenie Generalnej Guberni AK na tej samej zasadzie wykonywała wyroki śmierci na kolaborantach polskich.
Na terenie Komisariatu Rzeszy Ostland, w skład którego wchodziła Litwa, Niemcy mieli najmniej żołnierzy ze wszystkich okupowanych przez siebie terytoriów. Wynikało to głównie z tego, że wyręczali ich funkcjonariusze wywodzący się spośród miejscowej ludności. W zwalczaniu polskiego podziemia aktywna była zwłaszcza tajna policja litewska Sauguma, całkowicie podporządkowana Gestapo.
Jeszcze bardziej ponurą sławą cieszył się Ochotniczy Oddział Strzelców Ponarskich - Ypatingas Burys. Rekrutował się on głównie z członków paramilitarnej organizacji nacjonalistycznej Lietuvos Szauliu Sajunga (Związek Strzelców Litewskich), której liczebność w 1940 roku osiągnęła 62 tysiące. Polacy nazywali ich w skrócie szaulisami - od litewskiego słowa saulis oznaczającego strzelca. To właśnie ta formacja między lipcem 1941 a lipcem 1944 roku wymordowała w podwileńskiej miejscowości Ponary ok. 100 tysięcy obywateli II Rzeczpospolitej - głównie Żydów, ale także przedstawicieli polskich elit na Wileńszczyźnie, księży, naukowców, profesorów uniwersytetu, studentów, działaczy konspiracji.
Ponary niemal nie funkcjonują w świadomości zbiorowej współczesnych Polaków, mimo że było to miejsce największej kaźni na Kresach II Rzeczpospolitej i pochłonęło ono ponad 20 razy więcej ofiar niż Katyń. Mało kto w Polsce wie też, że sprawcami tego mordu byli nie Niemcy, lecz wykonujący ich rozkazy Litwini.
Inną jednostką litewską na usługach hitlerowców był korpus generała Povilasa Plechaviciusa o nazwie Vietine Rinktine czyli Formacje Miejscowe, stworzony specjalnie w celu zwalczania Armii Krajowej. Cieszył się on poparciem konspiracyjnych organizacji litewskich, np. Laiszies Korotoju Sajunga - Związku Bojowników Wolności, który nakazał swym członkom w wieku poborowym zgłaszanie się na ochotnika do tej jednostki, by walczyć z polskim podziemiem.
O ówczesnym stosunku Litwinów do Polaków sporo mówią raporty wysyłane do Londynu przez Delegaturę Rządu RP w Kraju. Na przykład w maju 1942 roku: "Litwini zawiedzeni w swych nadziejach przez Niemców jeszcze bardziej pragną zemsty nad pokonanymi Polakami. Stale grożą, że po wymordowaniu Żydów przyjdzie kolej na Polaków." Albo w sierpniu 1942: "Wileńszczyzna w dalszym ciągu jest terenem najcięższego na obszarze ziem wschodnich Rzeczypospolitej terroru politycznego, w którym Litwini prześcigają się z Niemcami."
Ten stosunek znacznej części litewskiego społeczeństwa do Polaków w czasie II wojny światowej wynikał głównie z powodów historycznych. Świadomość narodowa Litwinów na przełomie XIX i XX wieku kształtowała się głównie w opozycji wobec Polaków. Po I wojnie światowej i odzyskaniu niepodległości zarówno przez Polskę, jak i Litwę - wybuchł spór o przynależność terytorialną Wileńszczyzny. Litwini powoływali się na swoje historyczne prawo do tych ziem, liczebniejsi Polacy wskazywali natomiast na skład etniczny spornych terenów. Ostatecznie konflikt rozwiązany został metodą faktów dokonanych - przez tzw. bunt Żeligowskiego i przyłączenie Wileńszczyzny do Rzeczpospolitej. Stolicą Litwy zostało Kowno, ale Litwini nigdy nie pogodzili się z utratą Wilna.
Spór ten w dużej mierze zaciążył na późniejszych stosunkach polsko-litewskich w czasie II wojny światowej. Także dzisiejsza ocena Armii Krajowej przez litewskie elity to w sumie zmodyfikowana wersja tamtego konfliktu. AK dążyła bowiem do odbudowy państwa polskiego w granicach z 1939 roku - czyli razem z Wilnem - to zaś uznane zostało za działalność antylitewską.
Wspomniana formacja generała Plechaviciusa wsławiła się głównie walką przeciw cywilom - spaliła trzy wioski polsko-białoruskie, mordując kilkadziesiąt osób. W starciach z Armią Krajową odnosiła same klęski. Największa porażka spotkała Litwinów w bitwie pod Murowaną Oszmianką, po której Vietine Rinktine zostały przez hitlerowców rozwiązane jako bezużyteczne. Jak wspominał jeden z żołnierzy wileńskiej AK Zygmunt Szczęsny Brzozowski: "Wojsko litewskie - kierowane przez Niemców - po licznych porażkach dostarczyło partyzantce polskiej wspaniałego umundurowania i dużo broni".
Sam generał Plechavicius po wojnie zdołał uciec do USA, gdzie zmarł w roku 1973.
W lutym minęło 60 lat od stworzenia przez hitlerowców Vietine Rinktine. Nawet na Litwie mało kto pamiętał o tej rocznicy. A jednak prezydent Rolandas Paksas zdecydował się odznaczyć pośmiertnie Wielkim Krzyżem Orderu Pogoni generała Plechaviciusa oraz pięciu żołnierzy jego formacji.
Wśród Polaków na Litwie decyzja ta wywołała szok. Artur Płokszto, polski poseł do litewskiego Sejmu, mówi, że "po takim kroku można już stawiać nawet pomniki strzelcom ponarskim". Zaskoczeni są również sami Litwini, nie wszyscy bowiem utożsamiają się z linią polityczną i postępowaniem Plechaviciusa. Dyrektor Instytutu Historycznego Litwy Alvydas Nikzentaitis twierdzi, że środowisko litewskich historyków stanowczo nie zgadza się z decyzją prezydenta.
Dlaczego więc Paksas odznaczył Plechaviciusa? Komentatorzy podkreślają, że litewski prezydent, któremu pali się grunt pod nogami w związku z licznymi oskarżeniami o kontakty z mafią i rosyjskimi służbami, postanowił zaskarbić sobie przychylność skrajnych nacjonalistów. Zapomniał jednak, że tym krokiem może zniechęcić do siebie życzliwy mu do tej pory elektorat polski. Jak powiedział bowiem wspomniany Artur Płokszto: "Dla Polaków na Litwie jest to co najmniej obraza".
opr. mg/mg
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PS/plechavicius_order.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz