ZMIEŃMY W ROKU JEDNĄ RZECZ NA LEPSZĄ, A ZROBIMY BARDZO WIELE DLA NASZEGO ŻYCIA.
Szkoła ściągania i przeklejania (z Tygodnika Powszechnego)
Głośne przypadki uczelnianych plagiatów to wierzchołek góry lodowej. Kult edukacyjnego oszustwa zaczyna się w Polsce od podstawówek.
Prof. Piotr Sztompka, naukowiec UJ, jeden z najwybitniejszych polskich socjologów, przytacza anegdotę z pobytu w USA. Jeden z budynków UCLA (Uniwersytet Kalifornijski w Los Angeles), duża sala. Krakowski socjolog siedzi przy katedrze i czyta „Los Angeles Times”, podczas gdy jego studenci zajęci są pisaniem eseju egzaminacyjnego. W pewnej chwili z ostatnich ławek dobiegają odgłosy kłótni: jeden ze studentów wyciągnął podręcznik i próbował z niego ściągać.
– Rzucili się na niego i mu tę książkę zabrali – opowiada naukowiec. – Oszukał ich. Tak, właśnie ich, a nie profesora. Bo oni się uczyli, a on chciał zdobyć wyższą notę na skróty.
Jak mówi naukowiec, w Stanach podczas przeprowadzania egzaminu profesor, zamiast pilnowania i patrzenia studentom na ręce, może spokojnie zająć się czytaniem gazet: – W razie czego studenci sami przywołują się do porządku.
Polsko-anglosaski szok kulturowy ? rebours odchorowują nauczyciele i wykładowcy przyjeżdżający do Polski zza oceanu bądź z Wielkiej Brytanii. Wśród nich jest cała armia zatrudnianych przez polskie szkoły językowe lektorów języka angielskiego – ich wspomnienia pierwszych miesięcy pracy to kopalnia anegdot na temat surowego i niezrozumiałego dla polskich uczniów traktowania egzaminacyjnych oszustw.
Oszustwa chleb powszedni
„Akcesoria do ściągania stanowią kwitnący biznes. Dużą popularnością cieszy się specjalny długopis zawierający atrament widoczny jedynie w świetle ultrafioletowym (lampka jest sprytnie ukryta na końcówce długopisu), dzięki któremu pozornie czysta kartka papieru może zawierać istotne zapiski. Albo prostszy, nieco grubszy od normalnego, zawierający długą, podawaną na sprężynce rolkę papieru” (z artykułu brytyjskiego tygodnika „The Economist” z 2005 r., poświęconego zjawisku ściągania w Polsce).
Nawet jeśli podobne, ilustrujące różnice kulturowe, opisy dają obraz nazbyt czarno-biały – badania na temat fenomenu ściągania w Stanach mówią, że i za oceanem problem istnieje – nie zmienia to faktu, że w polskim szkolnictwie od lat panoszy się powszechny kult cwaniactwa. Jego wyznawców spotkać można już w ławkach szkół podstawowych.
Rok 2008. Zajmująca się promocją uczciwości w edukacji Fundacja Augustina-Jeana Fresnela postanawia zająć się zjawiskiem u samego źródła. Uczniowie szóstej klasy pięciu warszawskich szkół podstawowych pytają w specjalnych, współtworzonych przez siebie ankietach innych uczniów, co sądzą o przejawach szkolnej nieuczciwości. Wynik? Dzieci ściągają i na potęgę korzystają z materiałów internetowych przy pisaniu prac domowych. – Według ankiety internet to dla nich miejsce, z którego można sobie wszystko brać – komentuje wyniki Paulina Gajownik, prezes Fundacji. – Rozumują tak: jeśli ktoś umieszcza pracę w sieci, to znaczy, że chce, aby z niej bez ograniczeń korzystać. Z ankiet wyszło też, że w szkolnej nieuczciwości dzieci nie widzą niczego niestosownego, oraz są przekonane, iż nauczyciele ich na tym procederze nie przyłapią.
Jeśli niespełniające wymogów reprezentatywności badania przeprowadzone przez Fundację kogoś nie przekonają, obrazu dopełnią badania socjologów od lat zajmujących się ściąganiem i innymi przejawami nieuczciwości w polskich szkołach. Gdy w 2003 r. 43 proc. uczniów ankietowanych przez prof. Krystynę Ostrowską (Instytut Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji UW) w podstawówkach, gimnazjach i liceach przyznało się do oszukiwania nauczycieli, wyniki pewnie mało kogo zaszokowały. Jednak już w roku 2005, w badaniach Konrada Kobierskiego z Wydziału Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego, „ściągam” odpowiedziało 98 proc. spośród 700 przepytanych gimnazjalistów i uczniów szkół średnich!
Podobne wnioski wyciąga z pilotażu do własnych, jeszcze nieukończonych badań dr Magda Karkowska, socjolog edukacji z Uniwersytetu Łódzkiego: „Ściąganie stało się tak powszechną formą radzenia sobie z trudną szkolną rzeczywistością i wymaganiami nauczycieli, że nie tylko przenika wszystkie szczeble edukacji, ale stało się najbardziej rozpowszechnionym sposobem pozorowania wysiłku, zaangażowania w zdobywanie wiedzy i wykształcenia. Formy ściągania i innych towarzyszących mu przejawów nieuczciwości szkolnej wydają się niemal nieskończone” – pisze socjolożka w artykule omawiającym zjawisko oszustw edukacyjnych.
To, co w przypadku ściągania zbadane i opisane przez socjologów, wymyka się precyzyjnej diagnozie w przypadku zjawiska szkolnego plagiaryzmu oraz kupowania gotowych prac. Skalę fenomenu można jednak oceniać na podstawie zalewu ogłoszeń o sprzedaży cudzych wypracowań i prezentacji oraz ofert dotyczących ich napisania.
„Witam Państwa! Pragnę Państwu przedstawić ofertę pomocy w zakresie pisania prac magisterskich, licencjackich, dyplomowych oraz wszelkich opracowań z różnych dziedzin.
Posiadam duże doświadczenie i niezbędne kwalifikacje w pisaniu prac. Moją dewizą jest profesjonalizm, rzetelność i kompetencja. Wszystkie prace sprawdzane są pod względem niepowtarzalności w systemach antyplagiatowych” (z ogłoszenia na portalu dlastudenta.pl).
O ile na uczelniach wyższych konieczność stosowania programów antyplagiatowych zaczyna docierać do świadomości decydentów, podobne inicjatywy w szkołach średnich można policzyć na palcach jednej ręki. Z jednej strony dlatego, że nieliczne firmy zajmujące się zwalczaniem zjawiska zaczynają dopiero starania o dotarcie do odbiorców poza uczelniami wyższymi, z drugiej – z powodu małego zainteresowania problemem ze strony samych szkół ponadgimnazjalnych.
Jedną z niewielu stosujących program antyplagiatowy jest społeczne liceum na Bednarskiej w Warszawie. – Udokumentowanych plagiatów mamy niewiele – mówi dyrektor szkoły, a także znany publicysta Jan Wróbel. – Nieliczne przypadki oszustw kończą się potężnymi awanturami. Jeszcze nikogo za plagiat ze szkoły nie wyrzuciłem, ale od kilku lat mamy w szkole ustawę, która na taką decyzję pozwala.
Jak na razie, podobny scenariusz to w polskich szkołach rzadkość. Podobnie jak przypadki napiętnowania oszustw drobniejszych: pospolitego ściągania czy wykorzystywania fragmentów definicji internetowych bez podania źródła.
Złodziejski instynkt
„Zespół naszych nauczycieli i egzaminatorów napisze prezentację maturalną specjalnie dla Ciebie (...) Znajdziesz tutaj ogromny zbiór gotowych prezentacji maturalnych (...). Zespół naszych wykwalifikowanych nauczycieli i egzaminatorów gwarantuje 100% na maturze z języka polskiego” (z ogłoszenia opublikowanego kilka miesięcy temu na NaszejKlasie.pl, którym zainteresowało się Ministerstwo Edukacji Narodowej).
I być może trudno się temu dziwić: ci, którym na początku XXI w. przyszło wprowadzać moralną rewolucję w polskiej edukacji, wypalać gorącym żelazem ściąganie czy plagiaty (wypada może powiedzieć: nam, nauczycielom, profesorom, rodzicom, opiekunom czy dziennikarzom), to w większości weterani edukacyjnych oszustw sprzed lat. Ten społeczno-historyczny kontekst nie sprzyja bynajmniej moralnemu rygoryzmowi.
– Ściągało się, ściągało – przyznaje Jan Wróbel z „Bednarskiej”. – Ale diabeł mówi: „Skoro byłeś niedoskonały, to machnij ręką na niedoskonałość innych”. Oszukiwanie szkolne w Polsce to nic innego jak złodziejska tradycja: fornal okradał dziedzica, a pracownik swój zakład pracy. W krajach, w których drobne oszustwa i kradzieże pozostają bez kary, upowszechnia się również proceder oszustw edukacyjnych. I nie idzie to od uczniów do uczniów, ale od dorosłych do dzieci.
Jak dodaje Paulina Gajownik, obok wielu świadomych problemu nauczycieli są i tacy, którzy ściąganie i plagiaty piętnują nie z tego powodu, że uważają je za coś szczególnie nieprzyzwoitego. Decyduje raczej subtelna psychologiczna gra: uczeń chce przechytrzyć nauczyciela, a ten nie chce wyjść na naiwniaka, który na to pozwala.
Do koalicji w walce z kulturą oszustwa zdeterminowani nauczyciele potrzebują rodziców. Ci zaś do podobnych aliansów również się nie palą. „Gdyby zapytać statystycznego rodzica, co bardziej go rozjusza, wagary dziecka czy ściąganie podczas sprawdzianów, niemal na pewno wskazałby wagary – pisze w niedawno wydanej książce „Jak przetrwać w szkole i nie zwariować” Jan Wróbel. – Ściągać? Każdy ściągał, ja pewnego razu... Sęk w tym, że wagarując, człowiek szkodzi tylko sobie, ściągając szkodzi tym, którzy walczą o stopnie samodzielnie”.
Klimat społecznego przyzwolenia na oszukiwanie sprawia, że młodzi Polacy nie tylko ściągają i przeklejają gotowe treści z internetu, ale nie widzą w tych czynnościach niczego niestosownego. Do ciekawych wniosków doszła w tej sprawie dr Agnieszka Gromkowska-Melosik (Wydział Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu), która w obszernej pracy na temat nieuczciwości edukacyjnej w USA i w Polsce („Ściągi, plagiaty, fałszywe dyplomy”, Gdańsk 2007) wśród wielu wyników badań prezentuje rezultaty ankiet dotyczących emocji, jakie towarzyszą polskim uczniom podczas ściągania.
Wśród licealistów na pytanie: „Jakie uczucie dominuje w tobie, kiedy ściągasz”, ponad jedna trzecia odpowiedziała: „lęk, że zostanę złapany”, tylko nieco mniej wybrało „wspaniały skok adrenaliny”, a ledwie 8 proc. „wstyd, niesmak, że muszę odwoływać się do takich sposobów” (uczniowie mogli wybrać tylko jedną z kilku gotowych opcji odpowiedzi).
Oszukiwaniu w szkole towarzyszy racjonalizacja i odwrócenie pojęć, o czym przekonała się dr Magda Karkowska, przeprowadzając rozmowy na potrzeby pilotażu do swoich badań. – Wynika to z presji grupy rówieśniczej – komentuje socjolożka. – Dobrym kolegą, altruistą jest ten, który da ściągnąć. Złym, egoistycznym ten, który ściągnąć od siebie nie pozwala. Inaczej niż w kulturze anglosaskiej, gdzie domaganie się, by ktoś dał odpisać, jest niekoleżeńskie.
Jak zauważa prof. Sztompka, ów kodeks, system etyczny wpajany jest w USA od dziecka i zawiera m.in. dwie reguły: gry fair oraz sukcesu merytokratycznego (czyli rzetelnie zasłużonego). – Czy to przypadek, że tłumacząc to na język polski muszę stosować anglicyzmy? – pyta retorycznie socjolog. – U nas, niestety, te reguły nie wykształciły się w powszechnie akceptowany etos. Przeciwnie: dla wielu obowiązujące są reguły odwrotne: kult cwaniactwa i zasada, że cel uświęca środki. Gdy normy fair play i zasłużonego sukcesu nie są powszechnie przestrzegane, polski student z piątką za „zerżnięty” egzamin będzie dumny nie tylko z piątki, ale i z tego, że przechytrzył profesora.
Ponad dwadzieścia kliknięć
„Nie umiem poprawnie napisać życiorysu ani c.v., ale wiem, że drugą osobę w tragedii greckiej wprowadził Arjon. Nie umiem wypełnić druku PIT, ale wiem że »pi« jest w przybliżeniu równe 3,1415926535897932. Nie wiem, gdzie leży Ciechocinek, ale wiem, że krzewinki rosnące w klimacie tundry są dobre na mole. Czy nie uważasz, że większość przedmiotów, jakich się uczysz w szkole, jest zupełnie nudna i nie przyda Ci się? Jeżeli tak, proponuję Ci Kurs Ściągania” (ze wstępniaka do specjalnego portalu poświęconego ściąganiu).
W krucjacie przeciw pladze szkolnych oszustw rodzicom, nauczycielom i wykładowcom nie pomaga z pewnością specyfika czasów, w jakich żyjemy, a także współczesny system edukacyjny: coraz bardziej nastawiony na konkurencję i wyścig.
– Gubimy gdzieś sam proces poszukiwania wiedzy – uważa dr Karkowska. – Ta presja sprawia, że podstawową wartością stają się szybkość, efektywność. Już małe dzieci są wychowywane do konkurencji. Trzeba chodzić na języki obce, kółka, zajęcia dodatkowe. Nie chodzi mi o to, by negować wartość takich zajęć, ale o świadomość, że po przekroczeniu pewnej granicy takie zajęcia przestają spełniać swoją rolę.
Socjolożka podkreśla, że w tworzeniu wypełnionej konkurencją i pośpiechem „kultury przeżycia” uczestniczą również nauczyciele: „Nierzadko sami pozorują pracę, korzystają z opracowanych przez innych materiałów metodycznych, prezentując je jako własne”.
„Kulturę przeżycia” aktywnie wspierają też popularne i odwiedzane przez tysiące uczniów oraz studentów portale edukacyjne, wspierając niedającą się skontrolować wymianę cudzych materiałów za pośrednictwem sieci. – Kiedyś był obyczaj spotykania się na wspólne utrwalanie materiału – zauważa dr Karkowska. – Teraz jest wielka wymiana linków, gotowych prac, adresów internetowych. Oraz informacji: gdzie można kupić jakie opracowanie, ściągę czy gotową pracę.
Kiedy ponad rok temu „Tygodnik” zajął się zjawiskiem powszechnego procederu kupowania prezentacji maturalnych przez internet, okazało się, że w wielkiej, wirtualnej cyrkulacji cudzej własności intelektualnej odgrywają one jedną z głównych ról (obok samych maturzystów, bywa, że sprzedają gotowe prace lub piszą nowe również nauczyciele). Na jednej ze stron obok setek ogłoszeń oferujących napisanie czy sprzedaż prac pojawiła się entuzjastyczna recenzja... książki dr Gromkowskiej-Melosik „Ściągi, plagiaty, fałszywe dyplomy” z adnotacją o patronacie medialnym portalu.
Po półtora roku nie widać zmian. Marcin Szewczyk, naczelny portalu dlastudenta.pl, który na naszych łamach zapowiadał walkę z plagą ogłoszeń namawiających do oszustw, w tym umieszczenie własnego ogłoszenia, że portal nie życzy sobie podobnych anonsów, tłumaczy: – Po Państwa interwencji takie ogłoszenie zamieściliśmy. Teraz znowu zniknęło, nie wiem dlaczego. Co do kasowania ogłoszeń, sprawa jest bardziej skomplikowana. Obliczyłem to: skasowanie jednego ogłoszenia wymaga kliknięcia myszką ponad dwadzieścia razy.
***
Jeśli w owej spirali społecznego przyzwolenia na edukacyjne oszustwa szukać czegoś optymistycznego, tym czymś może być margines, jaki system edukacji oraz „kultura przeżycia” pozostawiają nauczycielom na świadome wpływanie na uczniów. – Jeżeli są traktowani jak piły piłujące nikomu niepotrzebną wiedzę, jeżeli tylko pilnują, sprawdzają, bo chcą jak najwięcej osób pozbawić lizaka w postaci zaliczenia, nigdy nie wytworzą się mechanizmy potępienia dla edukacyjnych oszustw – uważa Jan Wróbel. – A tam, gdzie się pojawia sprawiedliwy element konkursowy, sportowy, wszyscy jakoś rozumieją, że oszustwo to coś niestosownego.
Tymczasem, radzi dyrektor „Bednarskiej”, rolą nauczyciela jest ustawienie się w roli tego, który tylko pilnuje reguł ustalonych przez uczniów. Stworzenie sytuacji, w której ściąganie jest nie do zaakceptowania dla nich samych, bo zaburza poczucie sprawiedliwości.
– Nie jest to łatwe, ale da się osiągnąć – podsumowuje dyrektor „Bednarskiej”. – „Okropni” nastolatkowie nie są wcale mniej racjonalni niż my, dorośli.
– Rzucili się na niego i mu tę książkę zabrali – opowiada naukowiec. – Oszukał ich. Tak, właśnie ich, a nie profesora. Bo oni się uczyli, a on chciał zdobyć wyższą notę na skróty.
Jak mówi naukowiec, w Stanach podczas przeprowadzania egzaminu profesor, zamiast pilnowania i patrzenia studentom na ręce, może spokojnie zająć się czytaniem gazet: – W razie czego studenci sami przywołują się do porządku.
Polsko-anglosaski szok kulturowy ? rebours odchorowują nauczyciele i wykładowcy przyjeżdżający do Polski zza oceanu bądź z Wielkiej Brytanii. Wśród nich jest cała armia zatrudnianych przez polskie szkoły językowe lektorów języka angielskiego – ich wspomnienia pierwszych miesięcy pracy to kopalnia anegdot na temat surowego i niezrozumiałego dla polskich uczniów traktowania egzaminacyjnych oszustw.
Oszustwa chleb powszedni
„Akcesoria do ściągania stanowią kwitnący biznes. Dużą popularnością cieszy się specjalny długopis zawierający atrament widoczny jedynie w świetle ultrafioletowym (lampka jest sprytnie ukryta na końcówce długopisu), dzięki któremu pozornie czysta kartka papieru może zawierać istotne zapiski. Albo prostszy, nieco grubszy od normalnego, zawierający długą, podawaną na sprężynce rolkę papieru” (z artykułu brytyjskiego tygodnika „The Economist” z 2005 r., poświęconego zjawisku ściągania w Polsce).
Nawet jeśli podobne, ilustrujące różnice kulturowe, opisy dają obraz nazbyt czarno-biały – badania na temat fenomenu ściągania w Stanach mówią, że i za oceanem problem istnieje – nie zmienia to faktu, że w polskim szkolnictwie od lat panoszy się powszechny kult cwaniactwa. Jego wyznawców spotkać można już w ławkach szkół podstawowych.
Rok 2008. Zajmująca się promocją uczciwości w edukacji Fundacja Augustina-Jeana Fresnela postanawia zająć się zjawiskiem u samego źródła. Uczniowie szóstej klasy pięciu warszawskich szkół podstawowych pytają w specjalnych, współtworzonych przez siebie ankietach innych uczniów, co sądzą o przejawach szkolnej nieuczciwości. Wynik? Dzieci ściągają i na potęgę korzystają z materiałów internetowych przy pisaniu prac domowych. – Według ankiety internet to dla nich miejsce, z którego można sobie wszystko brać – komentuje wyniki Paulina Gajownik, prezes Fundacji. – Rozumują tak: jeśli ktoś umieszcza pracę w sieci, to znaczy, że chce, aby z niej bez ograniczeń korzystać. Z ankiet wyszło też, że w szkolnej nieuczciwości dzieci nie widzą niczego niestosownego, oraz są przekonane, iż nauczyciele ich na tym procederze nie przyłapią.
Jeśli niespełniające wymogów reprezentatywności badania przeprowadzone przez Fundację kogoś nie przekonają, obrazu dopełnią badania socjologów od lat zajmujących się ściąganiem i innymi przejawami nieuczciwości w polskich szkołach. Gdy w 2003 r. 43 proc. uczniów ankietowanych przez prof. Krystynę Ostrowską (Instytut Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji UW) w podstawówkach, gimnazjach i liceach przyznało się do oszukiwania nauczycieli, wyniki pewnie mało kogo zaszokowały. Jednak już w roku 2005, w badaniach Konrada Kobierskiego z Wydziału Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego, „ściągam” odpowiedziało 98 proc. spośród 700 przepytanych gimnazjalistów i uczniów szkół średnich!
Podobne wnioski wyciąga z pilotażu do własnych, jeszcze nieukończonych badań dr Magda Karkowska, socjolog edukacji z Uniwersytetu Łódzkiego: „Ściąganie stało się tak powszechną formą radzenia sobie z trudną szkolną rzeczywistością i wymaganiami nauczycieli, że nie tylko przenika wszystkie szczeble edukacji, ale stało się najbardziej rozpowszechnionym sposobem pozorowania wysiłku, zaangażowania w zdobywanie wiedzy i wykształcenia. Formy ściągania i innych towarzyszących mu przejawów nieuczciwości szkolnej wydają się niemal nieskończone” – pisze socjolożka w artykule omawiającym zjawisko oszustw edukacyjnych.
To, co w przypadku ściągania zbadane i opisane przez socjologów, wymyka się precyzyjnej diagnozie w przypadku zjawiska szkolnego plagiaryzmu oraz kupowania gotowych prac. Skalę fenomenu można jednak oceniać na podstawie zalewu ogłoszeń o sprzedaży cudzych wypracowań i prezentacji oraz ofert dotyczących ich napisania.
„Witam Państwa! Pragnę Państwu przedstawić ofertę pomocy w zakresie pisania prac magisterskich, licencjackich, dyplomowych oraz wszelkich opracowań z różnych dziedzin.
Posiadam duże doświadczenie i niezbędne kwalifikacje w pisaniu prac. Moją dewizą jest profesjonalizm, rzetelność i kompetencja. Wszystkie prace sprawdzane są pod względem niepowtarzalności w systemach antyplagiatowych” (z ogłoszenia na portalu dlastudenta.pl).
O ile na uczelniach wyższych konieczność stosowania programów antyplagiatowych zaczyna docierać do świadomości decydentów, podobne inicjatywy w szkołach średnich można policzyć na palcach jednej ręki. Z jednej strony dlatego, że nieliczne firmy zajmujące się zwalczaniem zjawiska zaczynają dopiero starania o dotarcie do odbiorców poza uczelniami wyższymi, z drugiej – z powodu małego zainteresowania problemem ze strony samych szkół ponadgimnazjalnych.
Jedną z niewielu stosujących program antyplagiatowy jest społeczne liceum na Bednarskiej w Warszawie. – Udokumentowanych plagiatów mamy niewiele – mówi dyrektor szkoły, a także znany publicysta Jan Wróbel. – Nieliczne przypadki oszustw kończą się potężnymi awanturami. Jeszcze nikogo za plagiat ze szkoły nie wyrzuciłem, ale od kilku lat mamy w szkole ustawę, która na taką decyzję pozwala.
Jak na razie, podobny scenariusz to w polskich szkołach rzadkość. Podobnie jak przypadki napiętnowania oszustw drobniejszych: pospolitego ściągania czy wykorzystywania fragmentów definicji internetowych bez podania źródła.
Złodziejski instynkt
„Zespół naszych nauczycieli i egzaminatorów napisze prezentację maturalną specjalnie dla Ciebie (...) Znajdziesz tutaj ogromny zbiór gotowych prezentacji maturalnych (...). Zespół naszych wykwalifikowanych nauczycieli i egzaminatorów gwarantuje 100% na maturze z języka polskiego” (z ogłoszenia opublikowanego kilka miesięcy temu na NaszejKlasie.pl, którym zainteresowało się Ministerstwo Edukacji Narodowej).
I być może trudno się temu dziwić: ci, którym na początku XXI w. przyszło wprowadzać moralną rewolucję w polskiej edukacji, wypalać gorącym żelazem ściąganie czy plagiaty (wypada może powiedzieć: nam, nauczycielom, profesorom, rodzicom, opiekunom czy dziennikarzom), to w większości weterani edukacyjnych oszustw sprzed lat. Ten społeczno-historyczny kontekst nie sprzyja bynajmniej moralnemu rygoryzmowi.
– Ściągało się, ściągało – przyznaje Jan Wróbel z „Bednarskiej”. – Ale diabeł mówi: „Skoro byłeś niedoskonały, to machnij ręką na niedoskonałość innych”. Oszukiwanie szkolne w Polsce to nic innego jak złodziejska tradycja: fornal okradał dziedzica, a pracownik swój zakład pracy. W krajach, w których drobne oszustwa i kradzieże pozostają bez kary, upowszechnia się również proceder oszustw edukacyjnych. I nie idzie to od uczniów do uczniów, ale od dorosłych do dzieci.
Jak dodaje Paulina Gajownik, obok wielu świadomych problemu nauczycieli są i tacy, którzy ściąganie i plagiaty piętnują nie z tego powodu, że uważają je za coś szczególnie nieprzyzwoitego. Decyduje raczej subtelna psychologiczna gra: uczeń chce przechytrzyć nauczyciela, a ten nie chce wyjść na naiwniaka, który na to pozwala.
Do koalicji w walce z kulturą oszustwa zdeterminowani nauczyciele potrzebują rodziców. Ci zaś do podobnych aliansów również się nie palą. „Gdyby zapytać statystycznego rodzica, co bardziej go rozjusza, wagary dziecka czy ściąganie podczas sprawdzianów, niemal na pewno wskazałby wagary – pisze w niedawno wydanej książce „Jak przetrwać w szkole i nie zwariować” Jan Wróbel. – Ściągać? Każdy ściągał, ja pewnego razu... Sęk w tym, że wagarując, człowiek szkodzi tylko sobie, ściągając szkodzi tym, którzy walczą o stopnie samodzielnie”.
Klimat społecznego przyzwolenia na oszukiwanie sprawia, że młodzi Polacy nie tylko ściągają i przeklejają gotowe treści z internetu, ale nie widzą w tych czynnościach niczego niestosownego. Do ciekawych wniosków doszła w tej sprawie dr Agnieszka Gromkowska-Melosik (Wydział Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu), która w obszernej pracy na temat nieuczciwości edukacyjnej w USA i w Polsce („Ściągi, plagiaty, fałszywe dyplomy”, Gdańsk 2007) wśród wielu wyników badań prezentuje rezultaty ankiet dotyczących emocji, jakie towarzyszą polskim uczniom podczas ściągania.
Wśród licealistów na pytanie: „Jakie uczucie dominuje w tobie, kiedy ściągasz”, ponad jedna trzecia odpowiedziała: „lęk, że zostanę złapany”, tylko nieco mniej wybrało „wspaniały skok adrenaliny”, a ledwie 8 proc. „wstyd, niesmak, że muszę odwoływać się do takich sposobów” (uczniowie mogli wybrać tylko jedną z kilku gotowych opcji odpowiedzi).
Oszukiwaniu w szkole towarzyszy racjonalizacja i odwrócenie pojęć, o czym przekonała się dr Magda Karkowska, przeprowadzając rozmowy na potrzeby pilotażu do swoich badań. – Wynika to z presji grupy rówieśniczej – komentuje socjolożka. – Dobrym kolegą, altruistą jest ten, który da ściągnąć. Złym, egoistycznym ten, który ściągnąć od siebie nie pozwala. Inaczej niż w kulturze anglosaskiej, gdzie domaganie się, by ktoś dał odpisać, jest niekoleżeńskie.
Jak zauważa prof. Sztompka, ów kodeks, system etyczny wpajany jest w USA od dziecka i zawiera m.in. dwie reguły: gry fair oraz sukcesu merytokratycznego (czyli rzetelnie zasłużonego). – Czy to przypadek, że tłumacząc to na język polski muszę stosować anglicyzmy? – pyta retorycznie socjolog. – U nas, niestety, te reguły nie wykształciły się w powszechnie akceptowany etos. Przeciwnie: dla wielu obowiązujące są reguły odwrotne: kult cwaniactwa i zasada, że cel uświęca środki. Gdy normy fair play i zasłużonego sukcesu nie są powszechnie przestrzegane, polski student z piątką za „zerżnięty” egzamin będzie dumny nie tylko z piątki, ale i z tego, że przechytrzył profesora.
Ponad dwadzieścia kliknięć
„Nie umiem poprawnie napisać życiorysu ani c.v., ale wiem, że drugą osobę w tragedii greckiej wprowadził Arjon. Nie umiem wypełnić druku PIT, ale wiem że »pi« jest w przybliżeniu równe 3,1415926535897932. Nie wiem, gdzie leży Ciechocinek, ale wiem, że krzewinki rosnące w klimacie tundry są dobre na mole. Czy nie uważasz, że większość przedmiotów, jakich się uczysz w szkole, jest zupełnie nudna i nie przyda Ci się? Jeżeli tak, proponuję Ci Kurs Ściągania” (ze wstępniaka do specjalnego portalu poświęconego ściąganiu).
W krucjacie przeciw pladze szkolnych oszustw rodzicom, nauczycielom i wykładowcom nie pomaga z pewnością specyfika czasów, w jakich żyjemy, a także współczesny system edukacyjny: coraz bardziej nastawiony na konkurencję i wyścig.
– Gubimy gdzieś sam proces poszukiwania wiedzy – uważa dr Karkowska. – Ta presja sprawia, że podstawową wartością stają się szybkość, efektywność. Już małe dzieci są wychowywane do konkurencji. Trzeba chodzić na języki obce, kółka, zajęcia dodatkowe. Nie chodzi mi o to, by negować wartość takich zajęć, ale o świadomość, że po przekroczeniu pewnej granicy takie zajęcia przestają spełniać swoją rolę.
Socjolożka podkreśla, że w tworzeniu wypełnionej konkurencją i pośpiechem „kultury przeżycia” uczestniczą również nauczyciele: „Nierzadko sami pozorują pracę, korzystają z opracowanych przez innych materiałów metodycznych, prezentując je jako własne”.
„Kulturę przeżycia” aktywnie wspierają też popularne i odwiedzane przez tysiące uczniów oraz studentów portale edukacyjne, wspierając niedającą się skontrolować wymianę cudzych materiałów za pośrednictwem sieci. – Kiedyś był obyczaj spotykania się na wspólne utrwalanie materiału – zauważa dr Karkowska. – Teraz jest wielka wymiana linków, gotowych prac, adresów internetowych. Oraz informacji: gdzie można kupić jakie opracowanie, ściągę czy gotową pracę.
Kiedy ponad rok temu „Tygodnik” zajął się zjawiskiem powszechnego procederu kupowania prezentacji maturalnych przez internet, okazało się, że w wielkiej, wirtualnej cyrkulacji cudzej własności intelektualnej odgrywają one jedną z głównych ról (obok samych maturzystów, bywa, że sprzedają gotowe prace lub piszą nowe również nauczyciele). Na jednej ze stron obok setek ogłoszeń oferujących napisanie czy sprzedaż prac pojawiła się entuzjastyczna recenzja... książki dr Gromkowskiej-Melosik „Ściągi, plagiaty, fałszywe dyplomy” z adnotacją o patronacie medialnym portalu.
Po półtora roku nie widać zmian. Marcin Szewczyk, naczelny portalu dlastudenta.pl, który na naszych łamach zapowiadał walkę z plagą ogłoszeń namawiających do oszustw, w tym umieszczenie własnego ogłoszenia, że portal nie życzy sobie podobnych anonsów, tłumaczy: – Po Państwa interwencji takie ogłoszenie zamieściliśmy. Teraz znowu zniknęło, nie wiem dlaczego. Co do kasowania ogłoszeń, sprawa jest bardziej skomplikowana. Obliczyłem to: skasowanie jednego ogłoszenia wymaga kliknięcia myszką ponad dwadzieścia razy.
***
Jeśli w owej spirali społecznego przyzwolenia na edukacyjne oszustwa szukać czegoś optymistycznego, tym czymś może być margines, jaki system edukacji oraz „kultura przeżycia” pozostawiają nauczycielom na świadome wpływanie na uczniów. – Jeżeli są traktowani jak piły piłujące nikomu niepotrzebną wiedzę, jeżeli tylko pilnują, sprawdzają, bo chcą jak najwięcej osób pozbawić lizaka w postaci zaliczenia, nigdy nie wytworzą się mechanizmy potępienia dla edukacyjnych oszustw – uważa Jan Wróbel. – A tam, gdzie się pojawia sprawiedliwy element konkursowy, sportowy, wszyscy jakoś rozumieją, że oszustwo to coś niestosownego.
Tymczasem, radzi dyrektor „Bednarskiej”, rolą nauczyciela jest ustawienie się w roli tego, który tylko pilnuje reguł ustalonych przez uczniów. Stworzenie sytuacji, w której ściąganie jest nie do zaakceptowania dla nich samych, bo zaburza poczucie sprawiedliwości.
– Nie jest to łatwe, ale da się osiągnąć – podsumowuje dyrektor „Bednarskiej”. – „Okropni” nastolatkowie nie są wcale mniej racjonalni niż my, dorośli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz